Minimalizm, tak jak stonowane, spokojne kolory nigdy nie wyjdzie z mody . Dlatego też powiedzenie ‘mniej znaczy więcej’ funkcjonuje po dziś dzień, będąc dla mnie synonimem umiejętności rezygnacji.
Jako potencjalni klienci jesteśmy zarzucani aranżacjami, kolorami, fakturami i mniej lub bardziej dziwnymi wizjami – dlatego też umiejętność mówienia nie jest dziś niezwykle cenna.
Bardzo często dobry projekt to taki, w którym udaje się z pewnych rzeczy zrezygnować. Nie jest to łatwe – często inwestorzy nie potrafią podjąć decyzji o nie kupieniu witryny z migającymi ledami, bo to przecież - według zapewnień sprzedawcy - ostatni hit mody meblarskiej. W kolejnym salonie meblowym czeka na nas fantastyczna promocja na sofy z obiciem naśladującym skórę lamparta - grzech nie skorzystać, a stół jadalny, cóż z tego, że w odcieniu nie pasującym do posiadanych krzeseł - ale przyjechał wprost z targów w Mediolanie.. Dlatego bardzo często po generalnym remoncie i wydaniu ogromnych środków finansowych klient czuje się we własnym domu jak na ekspozycji.
Zadaniem architekta wnętrz jest zatem wykorzystanie całej swojej wiedzy i doświadczenia aby tego efektu uniknąć.
Projekt, którego zdjęcia dziś przedstawiam to przykład na to, że rzeczywiście mniej znaczy więcej.
Wysoka zabudowa zaaranżowana pomiędzy ściankami z płyt g-k.
Duży półwysep oddziela optycznie strefę kuchni od salonu.
Minimalistyczne uchwyty listwowe podkreślają horyzontalny układ szafek.
Dekoracyjnym elementem jest lampa wisząca nad wyspą, w planach jest fototapeta z nadrukiem Marylin Monroe umieszczona pomiędzy blatem a szafkami górnymi.
W tak urządzonym mieszkaniu można bez przeszkód zrelaksować się po ciężkim dniu, a w razie potrzeby zmian zadziałać kolorem i detalami aby odkrywać swoje wnętrze na nowo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz